Bradford Movie Makers to najstarszy i jeden z ostatnich amatorskich klubów filmowych na świecie, założony w 1932 roku, kiedy złota era Hollywood inspirowała powstanie podobnych inicjatyw w różnych zakątkach globu. Klub przyciąga fanów kina w różnym wieku, głównie mężczyzn. Spotykają się w każdy poniedziałek w podupadłym, ozdobionym graffiti klubie, aby wspólnie obejrzeć film. Dodatkowo planują projekty, w których łączą swoje talenty i pasję do majsterkowania. Prezentują je skromnej publiczności w chylącym się ku upadkowi budynku. Właściciel od pięciu lat nie żąda czynszu, a oni nie mają funduszy na koncie. Wydaje się, że są reprezentantami wymierającego gatunku pasjonatów, niektórzy zresztą wyglądają, jakby pochodzili z minionej epoki. Łączy ich wspólnota, życzliwość i pasja, mimo że pojawiają się między nimi napięcia i zazdrość. Harold, jeden z najstarszych członków klubu, marzy o zaśpiewaniu „Oh What a Beautiful Morning” z musicalu „Oklahoma”, chociaż nie potrafi śpiewać ani jeździć konno. Próby dotarcia do nowej publiczności skazane są na niepowodzenie. Kiedy pojawia się epidemia COVID-19 i klub musi zostać zamknięty, okazuje się, jak wielką wartością jest grupa kinofilskich zapaleńców, dla których amatorski klub filmowy staje się całym światem i antidotum na bezosobową erę cyfrową. Film jest dokumentalną odsłoną dobrze znanych brytyjskich feel-good-movies, gdzie grupa bohaterów robi wszystko by uratować ukochane przez siebie miejsce. Przywodzi na myśl filmowe komediodramaty Kena Loacha, będąc zarazem pięknym hołdem dla miłości do kina.